czwartek, 9 lutego 2012

JEDEN Z PRZEPISÓW NA ŻYCIE - ZIOŁA PROWANSALSKIE

Jeśli twoje życie przestaje ci się podobać, rzuć wszystko, stań przy sztalugach, chwyć za pióro i napisz powieść lub zacznij uprawiać ogródek. Gazety pełne są tego rodzaju porad i z zapamiętaniem serwują je wypalonym pracoholikom. Niezły pomysł, ale jest jedno małe "ale", mianowicie do tych rad z łatwością mogą zastosować się bogaci.
A co ja bym chciała ? Wsiąść do samolotu i nie byle jakiego, tylko do Paryża i stamtąd do pociągu w stronę Prowansji, skąd pochodzą "zioła prowansalskie" nieopisany zapach unosi się w powietrzu. Obok rozmarynu do słynnej mieszanki należy także lawenda, roztaczająca na połaciach pól swój zapierający dech aromat. A w promieniach tak szczególnie świecącego tu słońca jej widok działa uspokajająco.By oddawać się tu radości życia, trzeba niewiele: tarasu pośrodku winnicy, szklaneczki schłodzonego rose czy typowego pastisu. A do tego najlepiej jeszcze kilku przyjaciół.
Tu po prostu dobrze się żyje: wśród sennych wiosek i tętniących życiem miasteczek z kolorowymi rynkami. A zawsze w pobliżu jest wybrzeże.Wierzę w marzenia w ich realizację dlatego też wiem, że któregoś dnia znajdę się w tym miejscu z moim aparatem fotograficznym. A być może zamieszkam w jakiejś starej winnicy
J  Wino jak miłość uderza do głów !

Taki obrazek, to wpisujący się idealnie w zdobywający obecnie coraz więcej zwolenników nurt "slow". Jesteś goniącym za karierą i pieniędzmi maklerem, bankierem, kierownikiem wyższego szczebla w wielkiej korporacji? Wiedz, że wyścig szczurów ma się ku końcowi. Nadchodzi kolejny zwrot, zmiana kierunku kulturowych pływów. Czucie i wiara kontra szkiełko i oko. Duchowość kontra racjonalizm. Po epoce rewolucji przemysłowej i zachłyśnięciu się nauką i techniką, graniczącym niemal z wiarą w technokrację, znów tęsknie spoglądamy w stronę wyzwolenia ducha od materii, dostrzegamy wartość relacji międzyludzkich i miałkość doczesności przeliczanej jedynie w pieniądzu.
Czy to, co napisałam, brzmi sarkastycznie? Nie powinno. Już porządny kawałek czasu temu czułam, że coś nie gra, że bezduszność i w gruncie rzeczy bezmyślność wyścigu na szczyt za wszelką cenę nie jest tym, co się liczy. Głoszę apoteozę życia wolnego od presji czasu i wyścigu szczurów.
Jeden z wielu moich ulubionych filmów to "Dobry rok".Po tylu razach oglądania mogę już pozwolić sobie na bardzo wnikliwą analizę każdej sceny. Szukam w nich ukojenia, spokoju i pomysłu na moje miejsce na ziemi. Uwielbiam scenę końcową. Jest taka sielankowa, tyle w niej szczęścia i tyle zrozumienia co tak na prawdę liczy się w życiu. Czerpię z niej garściami tę południową radość życia, tę umiejętność cieszenia się z radości dnia powszedniego. Trudne to bardzo (szczególnie, gdy brak takiego słońca, jakie tam widać i takich widoków) ale myślę, że gdy tego się już człowiek nauczy, to może powiedzieć, że jest prawdziwie szczęśliwy. To film o byciu i smakowaniu chwili.
Fakt - tęskni się za tą beztroską, za tym nieskażonym cywilizacją urokiem życia na uboczu.

  

czwartek, 2 lutego 2012

POCZATKI

Jak kazde poczatki sa dlugie i nie latwe to i ten w tworzeniu blogu tak wyglada szczegolnie jak sie chce zeby ten blog byl poprostu wyjatkowy
no nic dajcie mi troche czasu